Translate

piątek, 11 kwietnia 2014

Los Gigantes i Playa de Las Americas

Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 


Los Gigantes to jedno z najbardziej znanych miejsc Teneryfy. Tutaj siedzibę ma wiele biur organizujących rejsy statkami wzdłuż wybrzeża skąd obserwować można wysokie na 600m klify, podglądać delfiny lub nurkować. Firm jest wiele, oferują one wycieczki stateczkami o różnym standardzie - od bardzo nowoczesnych z przeszklonym dnem do obserwacji delfinów - do przypominających stare fregaty zapewniających wyżywienie i rozrywki na pokładzie.



Ponieważ dotarliśmy na miejsce zbyt późno aby mieć nadzieję na zobaczenie delfinów zdecydowaliśmy się na wyprawę niewielkim stateczkiem, który jak się okazało wyruszał po grupę turystów docierających na wybrzeże z pięknej miejscowości Masca (ale o tym później).



Wsiedliśmy więc na pokład jako jedyni pasażerowie, dostojnie wypłynęliśmy z portu... no i zaczęło się. Kapitan chyba był już bardzo spóźniony, bowiem statek nabrał takiej prędkości, że siedzieliśmy jak wmurowani na naszych miejscach trzymając się kurczowo aby nie wypaść za burtę.


Całą trasę przebyliśmy w ekspresowym tempie i szczerze mówiąc widoki za burtą niespecjalnie utkwiły mi w pamięci. Statek pozostawiał za sobą białe grzywy fal i podejrzewam, że gdyby nawet gdzieś w pobliżu pływały delfiny, to hałas, który za sobą pozostawialiśmy raczej spowodowałby ich natychmiastową ucieczkę.
Starając się nie wpaść do wody podziwialiśmy wysokie pionowe klify odbijające się w lazurowej wodzie i mieliśmy nadzieję, że ta podróż skończy się szczęśliwie.



Nagle statek zwolnił i znaleźliśmy się w niewielkiej zatoczce, w której parę osób się kąpało. Sporo ludzi czekało na nas na nabrzeżu i po krótkim postoju wyruszyliśmy w drogę powrotną. Cóż za odmiana. Statek płynął wolno i dostojnie, pasażerowie raczyli się colą i zimnym piwem i dopiero teraz można było się rozkoszować słońcem, wiatrem i podziwiać niesamowity widoki.








Ponieważ nie jestem wilkiem morskim, po dopłynięciu do portu przez jakiś czas nie miałam ochoty na obiad.
Samo miasteczko Los Gigantes nie jest duże i tak skomercjalizowane jak te na południu, ale i tutaj widać mnóstwo budowanych nowych hoteli i apartamentowców. Tym niemniej spacer po mieście był bardzo przyjemny i pozwolił przywrócić równowagę w moim żołądku.




Pomimo przestróg naszej gospodyni postanowiliśmy zobaczyć, co też przyciąga tysiące turystów do południowych kurortów. Zdecydowaliśmy się odwiedzić Playa de las Americas. No cóż, typowy kurort, dużo ludzi, wysokie, olbrzymie hotele, ruch samochodów jak w wielkim mieście, plaża z czarnym piaskiem wulkanicznym z setkami ustawionych w rzędach leżaków.




  
Jeśli ktoś lubi takie miejsca to na pewno się nie zawiedzie.
Trzeba przyznać, że jest tu także raj dla dzieci; aquaparki z basenami i zjeżdżalniami, parki egzotyczne, zoo, ogrody z zachwycającą roślinnością znajdują się tutaj w dużej ilości. Dzieci jak i dorośli na pewno nie będą się tu nudzić. Odległości na wyspie nie są duże więc nawet mieszkając w innej części można tak zaplanować dzień aby skorzystać z jednego bądź kilku takich miejsc.


Południe wyspy jest też najbardziej słoneczne. Podczas gdy tu świeci słońce, w głębi lądu lub na północy może być sporo chłodniej, często też się chmurzy i pada deszcz. Chociaż pewnie latem i tam większość dni stanowią te słoneczne.

Do domu wróciliśmy późnym wieczorem, zatrzymując się w drodze powrotnej w punkcie widokowym skąd roztaczał się widok na skąpany jeszcze w słońcu wierzchołek wulkanu Teide czyli celu naszej następnej wyprawy.