Translate

poniedziałek, 7 lipca 2014

Jeśli nie hotel to co

  Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

Parę tygodni temu opisałam dwa świetne mieszkania wakacyjne, w którym spędziliśmy wiele miłych chwil. Niemniej takich uroczych miejsc odwiedziliśmy więcej, zatem aby żadnego z nich nie pominąć - dzisiaj ciąg dalszy. Na pierwszy ogień pójdzie Los Rozos czyli farma w Asturii prowadzona przez niezwykłe małżeństwo: Amerykankę Lynn oraz jej hiszpańskiego męża Pepe. 




Oboje są niesamowicie gościnni i na przyjęcie gości przygotowują nie tylko doskonałe lokum, ale również paczkę powitalną zawierająca m.in.  pieczywo, kawę, mleko, butelkę wina oraz świeże, zniesione przez ich kury jajka. Jest to miłe, ale też czasem ratujące przed śmiercią głodową, bowiem farma położona jest z dala od cywilizacji i jeśli nie kupi się czegoś do jedzenia wcześniej, można niezamierzenie zaliczyć dietę odchudzającą. Ponieważ Asturia to nie południe Hiszpanii, temperatury tu są także niższe i trzeba być przygotowanym na chłodne wieczory. Jak już wspominałam w poście o Asturii, mieszkanka są przygotowane na takie sytuacje i wyposażone w kozy lub kominki, których ciepło umila wieczorne "długie Polaków rozmowy".









 
Domy są cztery:
Los Balagos, w którym zamieszkaliśmy,






 El Pajar,






El Balcon






 i La Cumbre.








 Każdy z nich jest inny, o różnym standardzie, a przez to zróżnicowanych cenach, ale w każdym widać rękę gospodyni.
Domy są tak ustawione, że nikt nie zagląda sobie w okna, każdy ma przygotowane miejsce na zewnątrz, gdzie można wypić kawę czy herbatę, a przy tym podziwiać niesamowite widoki z jednej strony na góry, z drugiej natomiast na morze. 







Do dyspozycji gości są również mapy, przewodniki i książki i mimo że nie znaleźliśmy żadnej w języku polskim, to dzięki mapom odbyliśmy kilka wycieczek zarówno pieszych jak i samochodowych.


Oprócz Lynn i Pepe gości wita również łagodny i towarzyski wilczur Lex.


Piesek zaprzyjaźnia się z gośćmi i często towarzyszy im w krótkich wyprawach po okolicy. My także nie byliśmy wyjątkiem. Lex szczególnie dokładnie wyczuwał godziny posiłków i wtedy stawiał się niezawodnie w naszej kuchni. Najbardziej smakowała mu polska kiełbasa i nigdy nie odmawiał poczęstunku. Wspominamy go z ogromną czułością.



 
Warto też powiedzieć parę słów o drodze dojazdowej na farmę. Opis przygotowany przez gospodarzy ostrzega przed nie lada wyzwaniem: wąska droga z licznymi zakrętami wymaga używania klaksonu przy zbliżaniu się do nieomal każdego zakrętu. Nie chcę myśleć co byłoby gdyby doszło do mijanki z innym samochodem. Na szczęście droga nie jest zbyt ruchliwa i udało nam się uniknąć takiego doświadczenia. Gdy wydaje się po zjeździe na teren farmy, że wszystko mamy już za sobą, pojawia się ostry podjazd z zakrętami o 180 stopni. Uff, za pierwszym razem trzęsły mi się nogi, ale nie taki diabeł straszny, a poza tym praktyka czyni mistrza.




Lynn i Pepe umożliwiają również młodym ludziom pracę na farmie. Oferują miejsce do spania i wyżywienie w zamian za pomoc w prowadzeniu farmy. Przyjeżdżają do nich młodzi ludzie z całego świata i jest to dla nich świetna okazja do poznania innego kraju, języka i przede wszystkim - świetnych ludzi.
Jeżeli ktoś chciałby odwiedzić malowniczą Asturię i do wypoczynku nie potrzebuje tłumów ludzi, restauracji i sklepów, a ceni sobie spokój i ciszę - Los Rozos wydaje się idealne.

1 komentarz:

  1. Piękne te domy, takie z klimatem. Ciekawe połączenie- praca, a jednocześnie odpoczynek i spokój. Super.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń