Translate

środa, 24 maja 2017

Ronda

Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

 Pierwszą wycieczkę z Jimena de la Frontera odbyliśmy do Rondy. Jest to jedno z najpopularniejszych miast Andaluzji.


,
Turystów przyciąga tutaj przede wszystkim głęboki na 100 metrów wąwóz El Tajo, dzielący starą i nową część miasta i przewieszony nad nim most - Puente Neuvo. Domy zbudowano tutaj bezpośrednio nad przepaścią, a widoki z okien zapierają dech w piersiach.












Ponieważ tuż po naszym przyjeździe do miasta rozpętała się tropikalna burza, czas ten wykorzystaliśmy na zjedzenie pysznego obiadu, a gdy znowu wyszło słońce udaliśmy się na spacer po starym mieście. Skusiliśmy się na wizytę w Palacio de Mondragon - zbudowanej w XIV w. siedzibie mauretańskiego króla.



Zwiedza się w nim małe muzeum, liczne i bogato zdobione dziedzińce oraz  piękny ogród, do którego prowadzi przejście w kształcie podkowy. Ogród jest położony na skalnym tarasie i dzięki temu rozpościerające się z niego widoki długo pozostają w pamięci.
Jeżeli ktoś ma ochotę na zejście na dno wąwozu może wykorzystać do tego wycięte w skale średniowieczne schody La Mina, ale oprócz pewnego wysiłku fizycznego kosztem dodatkowym jest niewielka cena biletu za wstęp. Nie zdecydowaliśmy się na zmierzenie się z 365 schodami, chociaż przyznaję, że obejrzenie z dołu wspaniałego mostu i domów położonych na szczycie wąwozu kusiło niezmiernie.
W zamian obejrzeliśmy kościół Iglesia de Santa Maria la Mayor, wybraliśmy się na spacer wokół miasta wzdłuż murów miejskich ścieżką, która prowadzi do niezwykłych łaźni arabskich.













Ronda to także miejsce gdzie znajduje się jedna z najbardziej znanych w Hiszpanii aren do walki byków.


,Polecam odwiedziny w tej "świątyni corridy", ponieważ oprócz samej areny i miejsc dla publiczności można tu zobaczyć pomieszczenia dla byków, cały przemyślny system wypuszczania zwierząt na arenę. Ciężkie zapadnie, grube drzwi i mroczne korytarza naprawdę robią wrażenie. W cenie biletu jest również wizyta w muzeum, w którym przestawione są zakrwawione niekiedy stroje torreadorów oraz szkice Goi przestawiające walkę człowieka z bykiem.




Ronda niewątpliwie na długo pozostanie w naszej pamięci.
Wracając do domu zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym, z którego w zachodzącym słońcu dojrzeliśmy cel naszej kolejnej wycieczki - Gibraltar.




Santiago Bernabeu i Camp Nou

  Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

Oglądając ostatnio w telewizji EL Classico czyli wojnę dwóch futbolowych potęg Hiszpanii przypomniał mi się pobyt w Barcelonie w czasie trwania jednego z takich widowisk. Każda bramka strzelona przez graczy "blaugrany" powodowała drżenie szyb w oknach, a po ostatecznym zwycięstwie kibice przejeżdżali ulicami miasta przy głośnych dźwiękach klaksonów. Takie mecze to w obu miastach święto i wojna jednocześnie. Nasze następne wizyty w Hiszpanii nigdy już nie zbiegły się w czasie z takim widowiskiem, w związku z tym zdecydowaliśmy się na odwiedziny na stadionach tych odwiecznie rywalizujących ze sobą potęg. Na pierwszy ogień poszedł Santiago Bernabeu w Madrycie. Do stadionu można łatwo dojechać metrem. Po wyjściu ze stacji od razu rzuca się w oczy olbrzymia bryła stadionu umiejscowionego wśród miejskiej zabudowy.




Bilety wstępu na Santiago Bernabeu Tour to koszt 19 Euro za bilet normalny i 13 Euro - ulgowy.
Zwiedzanie rozpoczyna się od spaceru po muzeum klubu gdzie w szklanych gablotach błyszczą puchary zdobyte przez piłkarzy Realu. Dla nas ważne było odnalezienie polskich śladów. Wśród fotografii zawodników odkryliśmy Jerzego Dudka oraz jego rękawice bramkarskie.




Kto miał ochotę mógł zrobić sobie zdjęcie z podobizną ulubionego zawodnika i trzeba przyznać, że takowe na tle boiska wyglądało bardzo sugestywnie. Jednak początkowy zapał może ostudzić fakt, że za taką fotkę trzeba niestety dodatkowo zapłacić.
Po obejrzeniu muzeum trasa prowadzi na trybuny gdzie można zasiąść na wygodnych krzesełkach i spróbować wyobrazić sobie tłum kibiców wokół i grających na dole piłkarzy.




Można zejść również na poziom płyty boiska jednak wstęp na trawę jest już niemożliwy. Za to można zasiąść w super wygodnych fotelach dla zawodników rezerwowych. Następnie stamtąd tunelem, z którego wyprowadzane są drużyny przechodzi się do szatni i pomieszczeń wypoczynkowych zawodników Realu.





Cała wycieczka zajęła nam około 2 godzin i zakończyła się oczywiście w sklepie klubowym pełnym najróżniejszych pamiątek. Dla każdego coś miłego.

W Barcelonie od stacji metra do Camp Nou doprowadził nas około dziesięcioletni kibic drużyny. Okazało się, że tego dnia wielu innych turystów zdecydowało się na zwiedzanie stadionu, musieliśmy odstać więc swoje w kolejce do kasy. Dlatego też wygodniej jest kupić bilety wcześniej za pośrednictwem Internetu. Bilety są tu droższe niż w Madrycie i kosztują odpowiednio 23 Euro - bilet normalny i 17 Euro - ulgowy.




Po przejściu głównego wejścia dochodzi się do miejsca gdzie na ścianie budynku wisi tablica upamiętniająca mecze grupy, w której grała reprezentacja Polski w Mistrzostwach Świata w 1982 roku.


Zwiedzanie rozpoczyna się również od muzeum. W jednej z gablot wyłożona jest opaska kapitańska byłego zawodnika Jose Marii Bakero znanego również z pracy na stanowisku trenera w dwóch  klubach polskiej Ekstraklasy.


Są też oczywiście pamiątki po najbardziej znanych zawodnikach i trenerach tej jednej z najznakomitszych drużyn piłkarskich świata, jest złota piłka zdobyta przez Lionela Messiego i mnóstwo innych pamiątek.







Dalej trasa prowadzi przez trybuny stutysięcznika. Można zejść również na płytę boiska, odwiedzić  szatnie zawodników oraz zasiąść na miejscach przeznaczonych dla komentatorów telewizyjnych i wysłuchać fragmentów pełnych emocji relacji sprawozdawców w różnych językach europejskich. Zawodnicy mają dla siebie także niewielką kaplicę.




Na zakończenie trasy każdy może wcielić się w rolę trenera i zawodników odpowiadających na pytania dziennikarzy w Pressroomie.

 
Oba stadiony robią niezwykłe wrażenie chociaż nam bardziej przypadł do gustu ten w Madrycie.
Myślę, że odwiedziny na stadionach Madrytu i Barcelony dla kibiców piłkarskich i nie tylko będzie pełnym wrażeń spotkaniem z dwoma najsłynniejszymi klubami piłkarskimi w Hiszpanii.


Teide

  Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

Teide czyli najwyższy szczyt Hiszpanii, a tym samym Wysp Kanaryjskich jest widoczny z wielu miejsc wyspy. Wznoszący się na 3718 m n.p.m. wierzchołek najpiękniej wygląda w wieczornym słońcu, kiedy na dole zapada już powoli zmrok, a na szczycie odbijają się jeszcze promienie słoneczne.



O wejściu na szczyt zdecydowaliśmy jeszcze przed wyjazdem na Teneryfę. Każdy kto o tym myśli musi pamiętać, że Teide leży w obrębie parku narodowego i wejście na samą górę jest ściśle limitowane. Dlatego też przed wyjazdem należy wejść na stronę internetową parku i wyrobić sobie bezpłatne pozwolenie na zdobycie wierzchołka. Należy wybrać datę i przedział czasowy prawdopodobnej wspinaczki , podać nazwisko, numer paszportu i z wydrukowanym pozwoleniem wyruszyć na szlak. Nie wiem czy rzeczywiście jest to regułą, ale nasze pozwolenia były dokładnie sprawdzane i z tego co dowiedzieliśmy się na miejscu bez takiego dokumentu wejście na szczyt jest niemożliwe. 


Jeżeli ktoś ma dobrą kondycję i lubi wspinaczkę, to może zdobywać górę od samego jej podnóża. Jest kilka szlaków, którymi w ciągu kilku godzin da się pokonać sporą przecież różnicę wzniesień. Dla bardziej wygodnych czy może mniej przygotowanych pod względem wytrzymałościowym - polecam kolejkę linową czyli Teleferico del Teide. Cena biletu normalnego w górę i w dół 25 Euro, a ulgowego 12,50 Euro.


Obok dolnej stacji kolejki znajduje się parking i mimo że nie jest zbyt duży udało nam się znaleźć wolne miejsce nieco poniżej budynku. Ponieważ jednak jest to bardzo popularna forma dostania się na górę musieliśmy odstać w kolejce ok. 1,5 godziny.


Mimo to  warto było. Kiedy już szczęśliwie ulokowaliśmy się w wagoniku i ruszyliśmy im wyżej wagonik się wspinał, tym piękniejsze widoki oglądaliśmy przez okno.
Kolejka pokonuje różnicę wzniesień od 2356m n.p.m do 3555m n.p.m. w ciągu zaledwie 8 minut, po czym dociera do górnej stacji na wysokości niższej od szczytu tylko o 170 m. Niby niedużo, ale zapewniam, że na takiej wysokości nic nie przychodzi tak łatwo jak na nizinach.




Tak więc po minięciu budki gdzie skontrolowano nasze pozwolenia wyruszyliśmy w drogę. Szlak prowadzi zakosami , cały czas pod górę w krajobrazie dosyć księżycowym. Żadnej roślinności; tylko skały i piasek wulkaniczny. Ponieważ mamy już swoje lata wspinaczka zajęła nam trochę czasu, a ostatnie metry były dodatkowo ciężkie ze względu na cuchnące wyziewy z krateru.




Jednak to, co zobaczyliśmy po dotarciu do celu wynagrodziło nam w pełni spory wysiłek. Pod nami rozpościerała się cała wyspa, widać było błękitne w słońcu wody oceanu, z których w oddali wynurzały się pozostałe wyspy archipelagu. Byliśmy z siebie bardzo dumni bowiem mimo iż kolejką wjeżdżało bardzo dużo ludzi na szczyt udawali się tylko nieliczni.



Na górze było dość chłodno ale byliśmy ciepło ubrani, a poza tym wysiłek poniesiony podczas wspinaczki spowodował, że jeszcze długo nie czuliśmy chłodu. Po krótkim odpoczynku i małej przekąsce w postaci banana, ruszyliśmy w dół z zadowoleniem mijając tych, którzy byli dopiero w drodze na szczyt.
Niestety poza wejściem na Teide nie wystarczyło nam czasu na wędrówki szlakami przecinającymi park narodowy. A jest ich naprawdę sporo. Sam park obfituje w ciekawe miejsca, a liczne tablice rozmieszczone w wielu miejscach pozwalają na zapoznanie się z fauną i florą tego regionu. Zainteresowani przyrodą mogą wstąpić do Centro de Visitantes gdzie obejrzeć można film przedstawiający Park narodowy Teide oraz  wiele ekspozycji i makiet prezentujących w skrócie to co w parku najciekawsze.
 Tereny w masywie Teide mają często księżycowy krajobraz ; podobno w tych okolicach kręcono wiele filmów science fiction m.in. Planetę Małp.

Salamanka - muszle , kamienny byk i z czego znane są zakonnice

  Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

Po długim i niestety mało samodzielnym odnalezieniu ukrytej we freskach żaby bardzo już głodni udaliśmy się na jeden z najpiękniejszych placów w Europie, czyli - jak w większości hiszpańskich miast - Plaza Mayor. Plac otoczony jest gąszczem wąskich, zatłoczonych uliczek, z których większość jest wyłączona z ruchu samochodowego, zatem sporą ich część zajmują porozstawiane stoliki kawiarniane. 




Sam plac powstały w XVIII wieku jest rzeczywiście wspaniały, otoczony 88 arkadami, z majestatycznym ratuszem i wieloma wyrzeźbionymi portretami licznych znanych postaci przyciąga rzesze turystów i studentów. 




Wokół placu królują oczywiście ogródki, do których zapraszają kelnerzy kusząc wyszukanymi potrawami i konkurencyjnymi cenami. Ponieważ nie wszyscy mają ochotę na wygodne krzesełka część grup młodzieży siedzi po prostu na wygrzanych chodnikach i tam albo dyskutują z ożywieniem lub zwyczajnie wygrzewają się na słońcu.



,

Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy na spacer po Starym Mieście. Jednym z najbardziej znanych budynków Salamanki jest Casa de las Conchas czyli Dom Muszli. Jego fasadę zdobi 400 wyrzeźbionych muszli małży będących symbolem pielgrzymów, udających się do Santiago de Compostela. Można wejść do środka budynku i przejść się po wewnętrznych balkonach, na których sezonowo odbywają się wystawy fotograficzne.








W pobliżu na Plaza de Anya wznosi się majestatyczna katedra, która w Salamance składa się z dwóch budowli Catedral Nueva i Catedral Vieja - czyli nowej i starej części.





 Nowa katedra została dobudowana do starej kiedy wskutek rozwoju Salamanki wierni nie mieścili się już podczas nabożeństw wewnątrz kościoła. 

 
Postanowiono nie wyburzać starej katedry i tak postała świątynia  o części starej - romańskiej i nowej, która z powodu przeciągającej się na przestrzeni wielu lat budowy jest mieszaniną stylów gotyku, renesansu i baroku. 


Catedral Nueva jest olbrzymią budowlą pełną strzelistych łuków, olbrzymich kolumn i licznych kaplic ze Złotą Kaplicą jako jedną z najpiekniejszych na czele.
Polecam przy zwiedzaniu katedry zaopatrzyć się w dobry przewodnik aby nie przegapić najbardziej fascynujących miejsc.

 
Kilkaset metrów od kościoła znajduje się Convento de San Esteban z funkcjonującym obok żeńskim klasztorem Convento de las Duenas.




 Niestety żadnego z tych zabytków, z powodu późnej pory, nie udało nam się obejrzeć. Trochę szkoda, bo podobno mieszkające w klasztorze zakonnice sprzedają przepyszne domowe ciasta. Ja, jako osoba uzależniona od słodyczy naprawdę żałuję, że taka uczta właściwie przeleciała mi koło nosa. 


Zamiast wizyty w klasztorze udaliśmy się nad rzekę, na most rzymski, z którego roztacza się ciekawy widok na miasto. 
 Sam most jest interesujący także z tego powodu iż 15 jego przęseł pochodzi z czasów Trajana. Mostu strzeże nadgryziony już przez czas kamienny byk.






Salamanka jako miasto młodych ludzi studiujących tutaj na Uniwersytecie nie może też nie posiadać miejsca, w którym zakochani w dowód uczuć mocują kłódki ze swoimi imionami. Ile takich związków przetrwało? Tego nie wie nikt, ale metalowa pergola, na której kłódki są mocowane ugina się pod ich ciężarem.




Wieczór spędziliśmy popijając Cuba Libre i chociaż bardziej niż alkohol ściął nas z nóg rachunek zań, to po powrocie do naszego hotelu uznaliśmy, że czas spędzony w Salamance na pewno długo będziemy pamiętać.