Translate

sobota, 21 czerwca 2014

Asturia na ochłodę

Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

 Po dłuższym pobycie na upalnym południu, zapraszam na północ Hiszpanii, do przepięknej Asturii. Klimat jest tu ze względu na bliskość Oceanu Atlantyckiego nie tak upalny jak nad Morzem Śródziemnym. Dzięki temu Asturia, Kantabria i Galicja są tymi miejscami w Hiszpanii dokąd można uciec latem od wszechobecnych upałów na Południu. 


W Asturii byliśmy na początku września, dni były ciepłe i słoneczne, ale wieczorami dziękowaliśmy gospodarzom za wyposażenie naszego mieszkanka w "kozę", w której późniejszą porą rozpalaliśmy ogień i grzaliśmy się w jego płomieniach. 


Tutaj też dostaliśmy ciepłe kołdry i koce w przeciwieństwie do prześcieradeł, którymi okrywaliśmy się w innych częściach Hiszpanii.







Zamieszkaliśmy w Los Rozos, przepięknym miejscu, położonej na szczycie wzgórza farmie prowadzonej przez amerykańsko-hiszpańskie małżeństwo: Lynn i Pepe. Cała posiadłość składała się z kilku domów wakacyjnych do wynajęcia, do których prowadziła droga, która doskonale sprawdziła moje możliwości jako kierowcy. 




Na stronie internetowej Lynn ostrzegała, że dojazd do nich może stanowić wyzwanie dla mniej doświadczonych kierowców byliśmy zatem przygotowani na najgorsze. Pierwszy podjazd wykonałam z drżącymi nogami, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny.



Pierwszego dnia wyruszyliśmy w kierunku Cabo Vidio, cypla z latarnią morską położoną na wznoszącym się 80 m n.p.m. klifie. W dole groźnie wyglądające fale morskie rozbijały się o przybrzeżne skały. 





Ponieważ wiało dość mocno i fale były wysokie doskonale widać było z góry potęgę przyrody.





Przewiało nas tam nieźle i ponieważ zgłodnieliśmy co  nieco, w okolicznej wiosce zajrzeliśmy do jednej z restauracji i daliśmy się skusić na tradycyjne danie tego regionu - Fabada Asturiana. To potrawa podobna trochę do naszej fasolki po bretońsku, może trochę bardziej rzadka, podawana w formie zupy z wkładką w postaci hiszpańskiej ostrej kiełbasy Chorizo i kaszanki. Pycha!
Ponieważ oprócz Fabada Asturiana w skład Menu del Dia wchodziło jeszcze drugie danie oraz deser. Po obiedzie największą ochotę mieliśmy na powrót do domu i krótką drzemkę. Udało się na szczęście przełamać ten atak lenistwa i zamiast do Los Rozos - pojechaliśmy do Cudillero. 








Miasteczko położone jest w małej zatoczce otoczonej wzgórzami, gdzie domy wspinają się kaskadowo po zboczu. Uliczki są  wąskie, z licznymi schodkami, przeznaczone wyłącznie dla pieszych. Samochody nie mają tam żadnych szans.









Wokół miasteczka prowadzi kilka tras spacerowych, z których rozpościerają się niesamowite widoki na ocean, cypel z latarnią morską oraz stłoczone w zatoczce zabudowania.










W niedalekiej odległości są oczywiście również liczne plaże, piaszczyste i kamieniste, na których  nie ma takiego tłoku jak na południu Hiszpanii.
Po powrocie do domu wieczór spędziliśmy grzejąc się przy ogniu, z lampką bardzo popularnego w tym regionie cydru.
Niestety nie odważyliśmy się nalewać go do kieliszków jak robią to tutejsi kelnerzy z wyciągniętej do góry ręki, po pierwsze dlatego, że prawdopodobieństwo trafienia do szklanki było minimalne, a po drugie - kto by to po nocy sprzątał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz