Translate

niedziela, 29 czerwca 2014

Zajrzyj do Oviedo

  Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

 Będąc w Asturii koniecznie trzeba wybrać się do Oviedo - najstarszego chrześcijańskiego miasta w Hiszpanii. Starówka nie jest tu bardzo rozległa dlatego łatwo przemierzyć ja na własnych nogach. Zostawiliśmy więc samochód na parkingu i wyruszyliśmy w miasto.









Na początku trafiliśmy na przepiękny park  usytuowany tuż obok zabytkowego centrum gdzie akurat odbywał się  festyn organizowany przez jeden z największych banków Asturii. Mnóstwo imprez przeznaczonych głównie dla dzieci - małych i trochę większych - i, mimo nie najlepszej pogody, przyciągnęło wielu uczestników.





Starówka w Oviedo jest urocza: zachwyca uliczkami z pięknymi kamienicami, zacisznymi placami i jak wszędzie w Hiszpanii ulicznymi kawiarenkami pełnymi bez względu na pogodę.






Najbardziej znanym miejscem Oviedo, skąd rozpoczyna się zwiedzanie miasta, jest Plaza Alfonso II, przy którym wznosi się gotycka katedra - Catedral de san Salvador ze znajdującą się w jej wnętrzu kaplicą Camara Santa z IX wieku.







Polecam też spacer na Plac Konstytucji z ratuszem i kościołem San Isidoro, ciekawy Plaza del Paraguas z ogromnym parasolem pośrodku.






 

Odpocząć można znakomicie na Plaza del Fontan w jednej z uroczych kawiarenek gdzie można uraczyć się wspaniałą kawą i oczywiście popularnym w tym rejonie cydrem.



 

Miłośnicy kina i twórczości Woody Allena na pewno pamietają film "Vicki Cristina Barcelona", którego kilka scen rozgrywa się właśnie w Oviedo. Tam bohater grany przez Javiera Bardem zabiera na wycieczkę Vicki i Cristinę. Woody Allen był zauroczony Oviedo, bywał tam wielokrotnie a miasto postawiło mu pomnik na jednej z ulic.
 W ogóle w centrum jest wiele najróżniejszych niezwykłych pomników, nie tylko upamiętniających znane osoby ale również przedstawiających scenki rodzajowe.



sobota, 21 czerwca 2014

Asturia na ochłodę

Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

 Po dłuższym pobycie na upalnym południu, zapraszam na północ Hiszpanii, do przepięknej Asturii. Klimat jest tu ze względu na bliskość Oceanu Atlantyckiego nie tak upalny jak nad Morzem Śródziemnym. Dzięki temu Asturia, Kantabria i Galicja są tymi miejscami w Hiszpanii dokąd można uciec latem od wszechobecnych upałów na Południu. 


W Asturii byliśmy na początku września, dni były ciepłe i słoneczne, ale wieczorami dziękowaliśmy gospodarzom za wyposażenie naszego mieszkanka w "kozę", w której późniejszą porą rozpalaliśmy ogień i grzaliśmy się w jego płomieniach. 


Tutaj też dostaliśmy ciepłe kołdry i koce w przeciwieństwie do prześcieradeł, którymi okrywaliśmy się w innych częściach Hiszpanii.







Zamieszkaliśmy w Los Rozos, przepięknym miejscu, położonej na szczycie wzgórza farmie prowadzonej przez amerykańsko-hiszpańskie małżeństwo: Lynn i Pepe. Cała posiadłość składała się z kilku domów wakacyjnych do wynajęcia, do których prowadziła droga, która doskonale sprawdziła moje możliwości jako kierowcy. 




Na stronie internetowej Lynn ostrzegała, że dojazd do nich może stanowić wyzwanie dla mniej doświadczonych kierowców byliśmy zatem przygotowani na najgorsze. Pierwszy podjazd wykonałam z drżącymi nogami, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny.



Pierwszego dnia wyruszyliśmy w kierunku Cabo Vidio, cypla z latarnią morską położoną na wznoszącym się 80 m n.p.m. klifie. W dole groźnie wyglądające fale morskie rozbijały się o przybrzeżne skały. 





Ponieważ wiało dość mocno i fale były wysokie doskonale widać było z góry potęgę przyrody.





Przewiało nas tam nieźle i ponieważ zgłodnieliśmy co  nieco, w okolicznej wiosce zajrzeliśmy do jednej z restauracji i daliśmy się skusić na tradycyjne danie tego regionu - Fabada Asturiana. To potrawa podobna trochę do naszej fasolki po bretońsku, może trochę bardziej rzadka, podawana w formie zupy z wkładką w postaci hiszpańskiej ostrej kiełbasy Chorizo i kaszanki. Pycha!
Ponieważ oprócz Fabada Asturiana w skład Menu del Dia wchodziło jeszcze drugie danie oraz deser. Po obiedzie największą ochotę mieliśmy na powrót do domu i krótką drzemkę. Udało się na szczęście przełamać ten atak lenistwa i zamiast do Los Rozos - pojechaliśmy do Cudillero. 








Miasteczko położone jest w małej zatoczce otoczonej wzgórzami, gdzie domy wspinają się kaskadowo po zboczu. Uliczki są  wąskie, z licznymi schodkami, przeznaczone wyłącznie dla pieszych. Samochody nie mają tam żadnych szans.









Wokół miasteczka prowadzi kilka tras spacerowych, z których rozpościerają się niesamowite widoki na ocean, cypel z latarnią morską oraz stłoczone w zatoczce zabudowania.










W niedalekiej odległości są oczywiście również liczne plaże, piaszczyste i kamieniste, na których  nie ma takiego tłoku jak na południu Hiszpanii.
Po powrocie do domu wieczór spędziliśmy grzejąc się przy ogniu, z lampką bardzo popularnego w tym regionie cydru.
Niestety nie odważyliśmy się nalewać go do kieliszków jak robią to tutejsi kelnerzy z wyciągniętej do góry ręki, po pierwsze dlatego, że prawdopodobieństwo trafienia do szklanki było minimalne, a po drugie - kto by to po nocy sprzątał...

piątek, 13 czerwca 2014

Sewilla dzień 3

Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

Po paru dniach spędzonych w upalnej Sewilli zdążyliśmy się już trochę przyzwyczaić do wysokich temperatur. Postanowiliśmy więc przeznaczyć dzień na to, aby powłóczyć się po mieście bez żadnego konkretnego celu, przyjrzeć się uroczym, mimo że trochę zaniedbanym zaułkom, przejść się ocienionymi alejkami wzdłuż rzeki i, jeśli się uda, znaleźć coś szczególnie ciekawego.









Starówka w Sewilli jest spora, ale oczywiście można ją pokonać pieszo bez większego wysiłku - o ile, oczywiście, spacer w temperaturze prawie 40 stopni można tak określić .  





Na pierwszy ogień poszedł bar El Rinconcillo, założony w w 1670 roku gdzie podobno po raz pierwszy podano tapas. Wnętrze robi niesamowite wrażenie.


 Spod sufitu zwisają wspaniałe szynki, drewniany bar oblegany jest przez klientów, których obsługują, sądząc "na oko" - doświadczeni kelnerzy. Na drewnianym blacie baru zapisują kredą zamówienia, dopisując następne kolejki, a gdy klient chce uregulować rachunek podliczają wypite drinki, piwa lub zjedzone przekąski, pobierają opłatę, a następne scierają "rachunek" z blatu i miejsce jest gotowe dla nastepnego gościa.



Wypilismy zimną colę przy stoliku zrobionym z ogromnej beczki, upajając się niesamowitą atmosferą, a potem z żalem wyszliśmy na upalną ulicę. 


Po drodze nad rzekę dotarliśmy do Plaza de la Encarnación z niezwykłą konstrukcją Metropol Parasol powstałą w wyniku konkursu ogłoszonego w 2004 roku.


Konkurs wygrał niemiecki architekt Jürgen Mayer, który stworzył futurystyczną budowlę w kształcie sześciu grzybów.





Całość składa się z kilku poziomów, podziemnego muzeum, nagrzanych słońcem tarasów z pięknymi widokami na miasto oraz oczywiście - restauracji.





Po krótkim odpoczynku u stóp tej niezwykłej konstrukcji postanowiliśmy dla niejakiej ochłody przejść się nad wodę i przespacerować się alejką wzdłuż rzeki Gwadalkivir..



Miło było patrzeć jak rzeka żyje tutaj wraz z miastem. Są tu alejki spacerowe, ścieżki rowerowe , przyjemne restauracje zarówno na brzegu, jak i na wodzie.






Po drodze mija się Złotą Wieżę, której nazwa podobno pochodzi od złota, które Hiszpanie przywozili z Nowego Świata. Nieco dalej mieści się arena korridy, ponoć jedna z najwspanialszych w Hiszpanii. 










Wróciliśmy na Stare Miasto i przez parę godzin spacerowaliśmy po Plaza Nuevo, Plaza del Salvador, obejrzeliśmy luksusowy hotel Alfonso XIII, jeszcze raz przeszliśmy przez główne ulice Starówki, kupiliśmy pamiątki, natknęlismy się na  barwny hiszpański ślub, uraczyliśmy się zimnym piwem i pożegnaliśmy z żalem to piękne miasto.