Translate

środa, 23 września 2015

Pireneje raz jeszcze

 Chcesz przeżyć niezapomnianą podróż - 
"Wakacje na miarę"  czekają ☼ 

 Po kilku dniach i wstępnej aklimatyzacji, postanowiliśmy udać się w góry i wyruszyć do wąwozu Anisclo położonego w Ordesa y Monte Perdido National Park. 






 
 Cały wąwóz ma 10 km długości i oferuje kilka tras turystycznych. Zaczyna się na parkingu, gdzie przy odrobinie szczęścia uda się zostawić samochód. Trasa jest bardzo dobrze oznaczona, są panele informujące o występującej tam roslinności i zwierzętach zamieszkujących pobliskie tereny.

 
Trasa nie jest zbyt trudna, biegnie wzdłuż potoku, który w niektórych miejscach wyżłobił sobie wąwóz głęboko w skale i jego nurt toczy się kilkadziesiąt metrów w dole. 






Jak się okazało, jest to doskonałe miejsce dla treningów wspinaczkowych i działające w rejonie szkółki wykorzystują go do ćwiczeń. 


Mieliśmy okazję poobserwować mniej i bardziej udane próby, gdy nagle niebo zasnuło się chmurami i w oddali słychać było odgłosy zbliżającej się burzy. Wyruszyliśmy zatem dalej, ale nie udało się dojść zbyt daleko gdy zaskoczyła nas ściana deszczu. Schowaliśmy się pod nawisem skalnym w miejscu gdzie w jaskini wyrzeźbionej przez lodówce znajduje się pustelnia Ermita de San Úrbez. 


Miejsce to okazało się doskonałym schronieniem i tam udało nam się przeczekać najgorszą ulewę. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia i wielu dotarło tu tak przemoczonych, że jedynym sposobem na jako takie pozbycie się nadmiaru wody było ściągnięcie z siebie wszystkiego co możliwe, wykręcenie, wytrzepanie i założenie spowrotem. Brr... 






Niekończący się deszcz uniemożliwił nam jednak przejście zakładanej trasy i musimy uwierzyć na słowo, że szlak jest niezwykle piękny krajobrazowo, a ściany wąwozu wznoszą się na wysokość kilkuset metrów. No cóż, może kiedyś.
Następnego dnia, jakby w nagrodę, pogoda była przepiękna i postanowiliśmy wyruszyć w rejon Parador de Bielsa u stóp Monte Perdido. W przeciwieństwie do wąwozu Anisclo parking okazał się bardzo duży i z zaparkowaniem samochodu nie było żadnych problemów. Tuż przy parkingu znajduje sie biuro informacji turystycznej oferujące mapki z przebiegającymi w pobliżu trasami. Wybraliśmy wariant w górę strumyka do wodospadu. Trasa jest dosyć wyczerpująca, bo pnie się cały czas w górę, ale też biegnie wśród drzew, zatem w cieniu i mimo upału jakoś wdrapaliśmy się na górę. 


Od wodospadu biegnie łagodna ścieżka, która po około 30 minutach doprowadza do rozległej doliny z oszałamiającymi widokami na okoliczne szczyty.












 Sugeruję zabrać ze sobą coś do picia, bo na całej trasie i w dolinie nie ma żadnego punktu gdzie można coś kupić. Niemniej miło jest położyć się na trawie i obserwować krajobrazy lub przesuwające się po niebie obłoki. Po jakimś czasie jednak burczenie w brzuchu nakazuje poszukać jakiejś restauracji. Jeśli kogoś stać, restauracja w Paradorze zaprasza, jednak jest to oferta dla osób z zasobniejszym portfelem. My zdecydowailiśmy się pojechać do Bielsy; leżące niedaleko miasteczko to miejsce gdzie tunelem można przejechać na francuską stronę Pirenejów. Można tam coś zjeść, należy tylko pamiętać żeby zdążyc do 15:30, bo później kuchnie w restauracjach są zamknięte aż do wieczora.




Ponieważ nastepnego dnia nadal utrzymywała się piękna pogoda, wyruszyliśmy do Benasque leżącego w Parque Natural de Posets-Maladeta u stóp najwyższego szczytu Pirenejów Pico de Aneto. Miejscowość jest punktem wypadowym na piesze szlaki wysokogórskie - a zimą narciarskie. Warto jednak poświęcić trochę czasu na spacer po uliczkach miasteczka z typową pirenejską zabudową, ukwieconymi placykami i uliczkami i pełnymi turystów kawiarenkami.








Można także przejechać kilka kilometrów samochodem do Cerler, skąd wyciąg krzesełkowy zabiera na wysokość 2630m n.p.m. Zimą można skorzystać z wielu kilometrów tras narciarskich, a latem podziwiać niesamowite widoki najwyższych partii Pirenejów.












 Pogoda , która przez ostatnie dwa dni nas rozpieszczała niestety zapsuła się, zrobiło się chłodno i trochę padało więc ostatni dzień pobytu wykorzystaliśmy na obejrzenie pirenejskiej wioski Gistain,, liczącej tylko 143 mieszkańców ale pięknie położonej i mającej mnóstwo uroczych zaułków.













 Miłośnicy pikniku mogą zabrać prowiant i przejść kilkaset metrów wytyczoną ścieżką do miejsca powyżej wioski gdzie urządzono miejsce piknikowe z grillem, stolikami i widokami na okoliczne góry. 







Tydzień w Pirenejach minął szybko, nie udało się oczywiście być wszędzie, ale dzięki temu będzie impuls do ponownej wizyty.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń